"Chcę się rozwijać i stale iść do góry, żeby do naszego miasta wreszcie przywieźć pas mistrzowski." - Wywiad z Piotrem Wróblewskim


Radość po zwycięstwie w walce z Dawidem Pasternakiem. Autor: Patryk Gołąb

11 listopada, zamiast oglądać przemówienie prezydenta z okazji Dnia Niepodległości, wylądowałem na sali treningowej. Spokojnie, nie zacząłem regularnie trenować (jeszcze). Trafiłem tam, ponieważ kolejny raz spotkałem się na rozmowę z młodym zawodnikiem mieszanych sztuk walki – Piotrem „Moralesem” Wróblewskim. Zapraszam do lektury efektów prawie trzydziestominutowego wywiadu z reprezentantem Berserkerów. W porównaniu do rozmowy sprzed ponad roku, ta zostanie opublikowana.

Okiem Łysego: Ostatni raz rozmawialiśmy ze sobą około 17 miesięcy temu. Jakoś tak to wychodzi, bo wtedy spotkaliśmy się w czerwcu 2016. Co się od tamtej pory zmieniło?
Piotr Wróblewski: Od tamtej pory zmieniło się to, że postanowiłem zastąpić kategorię piórkową na kogucią – z 66 na 61 kg. Wskoczyłem na 9. miejsce w rankingu portalu mma.pl w tej kategorii. Wygrałem w pierwszej rundzie moją ostatnią walkę w Międzychodzie, którą miałem z byłym mistrzem PLMMA Dawidem Pasternakiem. Teraz przygotowuję się do następnej walki, tym razem z Jakubem Wikłaczem (8. miejsce w rankingu mma.pl) na Spartan Fight. To będzie dla mnie bardzo ważny pojedynek. Jak się uda, to po nim pójdziemy do bardzo dużej organizacji. Taki jest cel, tylko do tego potrzeba dość sporych pieniążków. Dlatego równolegle wciąż poszukuję sponsorów, bo dieta, masaże czy rehabilitacje swoje kosztują, a ja…
Jesteś jeszcze dość młody. Umówmy się, mając 19-20 lat trudno mówić o stabilności finansowej na takim poziomie.
Dokładnie. Na dodatek, przeprowadziłem się do Szczecina. Tam trenuję, mieszkam, muszę stancję opłacać. Pracuję przez 3 dni w tygodniu, żeby przez resztę czasu móc trenować. No ciężko jest, ale staram się to wszystko pogodzić ze sobą.
Jak już poruszyłeś temat zmiany kategorii wagowej z 66 na 61, to porozmawiajmy o samym cięciu wagi, które w ostatnim czasie jest dość głośne w MMA. Tak jak Daniel Cormier w ostatnim czasie ledwo wskoczył w limit na walkę z Jonem Jonesem, z tą legendarną akcją z udziałem ręcznika, tak też do mediów docierają informacje o tym, że kilku zawodników prawie zasłabło z powodu cięcia wagi. Ile ty musisz zbijać, żeby na wadze pokazało się 61 kg?
W moim przypadku, to tak około 8-9 kg. Wszystko jest rozpisane przez dietetyka. Trzeba robić to wszystko z głową. Ostatnio była mała zabawa z odwodnieniem, 3 kilogramy na wodzie, ale to już inne sprawy. 8-9 kilo, tak jak większość zawodników. Rekordziści ścinają po 15, ale to już jest wyniszczanie organizmu.
To przed wejściem w cykl treningów i zbijania zbędnych kilogramów ważysz ze 3-4 kilo mniej ode mnie.
No jakoś do 70 docieram, a później z tego na spokojnie schodzę na 61. Można jeść, można pić. Siła jest. Kwestia umiaru.
Pomówmy o ostatniej walce. Jak sam mówiłeś, przeciwnik był wymagający. Jak sprawdziłem jego bilans, to miał na koncie chyba 4, może 5 walk więcej od ciebie. No i zaprosił cię do parteru.
Zaprosił i przejechał się na tym.
Nawet bardzo się przejechał. Wczoraj, przygotowując się, obejrzałem to jeszcze raz. Wyliczyłem chyba 4 próby poddań. Na pewno była skrętówka, kimura, trójkąt i z niego wyciągnąłeś balachę.
Tak, 4 próby. Oprócz tego, jeszcze go porozbijałem tam trochę.
Widziałem właśnie. Bardzo ładnie te dwa low kicki wchodziły na początku. Szczególnie ten drugi, bardzo dynamiczny i soczysty, wyprowadzony zaraz po uderzeniu. Ładną kombinacją to wyprowadziłeś.
Jak Jose Aldo. Trzeba się wzorować na najlepszych.
Jak rozmawialiśmy wtedy, powtarzałeś że Aldo jest twoim idolem.
No raczej, bez zmian. Nawet jak mu trochę nie idzie ostatnio, to i tak zawsze nim będzie.
Weszliśmy na temat idoli i ikon tego sportu. Nie wiem, czy widziałeś wczoraj informację, która np. mnie jako fana zaszokowała. Anderson Silva został kolejny raz złapany na dopingu. Dostał dyskwalifikację na 4 lata. W jego wieku to będzie oznaczało koniec kariery?
Powiem tak, większość bierze. Raczej już nie wróci. Ile on ma, 42 lata?
Chyba, że wezmą go do Rizin.
Możliwe. Nie wiem, zostawmy to jemu, bo to jego sprawa. Taki sport jest, nie oszukujmy się. Coraz częściej trafiają do nas informacje, że jakiś zawodnik MMA, bokser czy inny sportowiec wpada. Zobacz na kolarzy i to, co oni tam robią.
Przykład Lensa Armstronga?
Tak. Miał być Iron-Man, a ostatecznie wyszło jak wyszło.
Wróćmy jeszcze do tematu walki z Dawidem Pasternakiem. Jak ją oglądałem, to było w tle słychać solidną grupę wsparcia. W dniu walki na Facebooku pojawiały się też zdjęcia pokazujące całą grupę twoich krzykaczy. Głośno było.
Dokładnie. Miałem tam swoje mordy, że tak powiem. Zawsze mam swoich przyjaciół obok siebie. To zawsze daje dużo energii.
Jak to chłopaki z KSW powtarzali, szczególnie twój kolega klubowy Michał Materla, że doping daje mu tyle energii, że może w walce wszystko zrobić. Nawet jak nie idzie. Pamiętamy chyba obaj, jak kończył porozbijany czy prawie okulawiony.
Zawsze trzeba iść do walki i pokazać serce, charakter. Nieważne, wygrasz, przegrasz. Zawsze musisz pokazać charakter. Miałem tam swoją ekipę, która dodała mi skrzydeł, dlatego też tak fajnie to poszło. Dziewczyna również mi pomaga dużo. Pilnuje mi diety, pomaga przy zakupach związanych z nią, za co jej bardzo dziękuję.
Porozmawiajmy może o UFC 217. O utratach trzech pasów i całej otoczce, przez fanów nazwaną „walką światła z ciemnością”, gdy to wygadani mistrzowie przegrali swoje walki.
Noc zmian. Trzy pasy zmieniły swoich właścicieli. Nie lubię ludzi, którzy tak dużo szczekają. Staram się być pokornym, robić swoje i nie szczekać. Znaczy, wiem, że to się sprzedaje.
Mówiliśmy wtedy o tym, nakręcanie sprzedaży. Ale nawet to powinno być robione z głową.
Ja tego nie lubię, nie kupuję. To nie dla mnie. Wolę robić swoje. To jest sport, więc po co się wyzywać? Wchodzimy do klatki, tam walczymy, a później zbijamy sobie piątki i tyle. Nie ma jakiegoś wrogiego nastawienia. Taki jest teraz marketing w sporcie, wszystko musi się sprzedać.
To nie jest wojna, żeby traktować się jak wrogów, ale teraz cyferki muszą się zgadzać. Podczas ostatniej rozmowy miałeś bilans 2-0 albo 3-0, byłeś przed kolejną walką. Teraz jest 4-1…
4-1? Chyba nawet 5-1.
To chyba na mma.pl nie zmienili rekordu w takim wypadku.
Różnie podają, bo oni mi nie zaliczyli jednej walki. W jednym rankingu jest tak, w innym inaczej.
To liczmy, że i tak masz na koncie tych 5-6 walk. Trafiła się ta porażka. Czy można w tym momencie powiedzieć, że ciśnienie zeszło? Chodzi mi o to, że modne jest teraz posiadanie nieskazitelnego rekordu, czy to w MMA, czy w boksie. Przykład Anthony’ego Joshuy i jego 20-0 i 20 KO, czy Deontaya Wildera z rekordem 39-0. I przy okazji, czy widzisz sens w ewentualnym nabijaniu rekordów ogórkowymi walkami? Wolisz dostać wymagającego przeciwnika i ewentualnie od niego dostać, czy po prostu klepać rekord i obnosić się z nim?
Zawsze wolałem dostawać kogoś lepszego, bo przy nim się uczę czegoś nowego. „Ja nie przegrywam. Albo wygrywam, albo się uczę.”
Jak to Conor powiedział po walce z Floydem.
Można w taki sposób mówić. Przegrałem w kategorii 70 kg. Mój rywal nie zrobił wtedy wagi. Jak mówiłem, na co dzień ważę ok. 70, on zbijał i nie zrobił wagi, to w momencie walki mógł mieć z 77.
A to całkiem spora różnica.
Tydzień przed galą wziąłem tę walkę. W drugiej rundzie poległem. Nie przegrywa ten, który nie walczy. Uczę się na swoich błędach.
W takiej walce, to też inaczej wygląda. Skaza na rekordzie jednak zostaje, ale…
No właśnie, ale. Człowiek uczy się na błędach. Mogę być najlepszym, ale nie muszę być niepokonanym. Tak mogę spuentować ten epizod.
Mówiliśmy już o UFC, to porozmawiajmy teraz o naszym podwórku. W ostatnim czasie rozwija się dość prężnie, zaznaczając swoje miejsce w Europie. KSW wciąż wiedzie prym. Obok niego jest FEN, który ma swoją lotkę, stawiając przy okazji na K1, co ładnie się prezentuje. Ale na rynek z hukiem weszło też ACB.
ACB ma pieniądze.
Ma duże pieniądze, szybki rozwój i coraz lepsze nazwiska się tam pojawiają.
Walczył dla nich Mamed, byli chłopaki z UFC. Oprócz tego, pozyskali bardzo dużo dobrych zawodników. No ale jak się ma pieniądze, to można organizować takie rzeczy.
Pamiętam, jak po ostatniej walce napisałeś, że wypadasz z najbliższej z powodu kontuzji i miał cię w niej zastąpić Islam.
Tak, Islam Mayrasultanov. Będzie walczył w najbliższą sobotę.
Co to była za kontuzja? Jakiś uraz po walce wyszedł, czy powstał w trakcie treningu?
W walce naruszyłem lekko stopę, a na treningu ją później dobiłem. Do walki chcę być zawsze przygotowany w stu procentach i nie mogę sobie pozwolić na taki wypad, jak tamtym razem. Nie ma pośpiechu, mam dopiero 19 lat. Nawet nie lubię pośpiechu, wolę na spokojnie przygotowywać się na kolejnych rywali.
Napomknęliśmy o KSW przed chwilą. Co sądzisz o tym, że federacja w ostatnim czasie stawia na medialnie rozpoznawalne nazwiska, np. Popek Monster, który miał wcześniej jakieś przetarcie z MMA, czy znany jako Strachu z Pitbulla Tomasz Oświeciński. Pojawiły się też plotki, że Anna Lewandowska, która wcześniej trenowała karate, jest zainteresowana epizodem. Czy to na pewno powinno iść w takim kierunku? Wiadomo, że to się oczywiście sprzeda.
To jest kwestia sporna. Jak oni walczą, to chłopaki też mają z tego większe pieniądze. Jest większa sprzedaż z biletów, zysk z reklam, wykupione PPV. To zależy, jak na to patrzysz. Taki Jan Kowalski włączy KSW i zobaczy „O, to ten z telewizji, znam go”, ale przy okazji zobaczy walki profesjonalistów, gdy czeka na ten konkretny pojedynek. To się wszystko nawzajem nakręca.
No tak. Oglądalność będzie wysoka, przy okazji wpadną pieniądze za wspomniane reklamy i PPV. Wcześniej podobnie mówiło się o Mariuszu Pudzianowskim, jak wchodził do tego sportu. Kilka lat poleciało, Mariusz wciąż jest w branży. Na dodatek, w rankingu wspomnianego portalu, jest zestawiany w top10 wagi ciężkiej. Chyba na 10 miejscu, no ale jest. Gdzieś nieśmiało się wspomina o tym, że może jednak warto dać mu szansę na walkę o pas.
Mariusz to wszystko rozkręcił, patrząc na to od strony medialnej. Dużo osób wtedy pomyślało „O, to ten strongman, a wezmę i obejrzę”. Pamiętamy walkę z Najmanem i ile osób ją oglądało. Moim zdaniem, to wszystko zaczęło się od Mariusza, całe te rozkręcanie KSW, organizowanie coraz większych gal.
Złapał karuzelę i potężnymi ramionami nią zakręcił?
Dokładnie tak.
A że ramiona naprawdę silne, to rozbujał to dość mocno.
Potem już poszło samo i zaczęło żyć własnym życiem. Zobacz, na fali tego medialnie wypłynął Mamed, Michał Materla, Borys, Irokez. Potrzebna była iskra. Ten Pudzian był potrzebny KSW bardziej, niż KSW jemu. Sam powiedz, jak usłyszałeś „Pudzian w KSW” to odruchową reakcją było „Zobaczę, bo go znam. Wygrywał w tym rzucaniu ciężarami”.
Wiadomo. Pamiętam, że siedziałem i oglądałem to z chłopakami.
No i to zadziałało w taki sposób. I było „O, a ten i ten zawodnik to spoko jest. Dobrze się tłucze tam, warto go oglądać”. Jak już się raz zakręciło, to słupki rozpoznawalności wystrzeliły do góry.
Ty wiesz to po sobie, ja wiem to po sobie. U mnie wtedy zakiełkowało zainteresowanie mieszanymi sztukami, bo wcześniej w sercu rządził boks. Szukałem, czytałem, oglądałem jakieś stare walki z UFC, Pride. Zajawka zakipiała.
Jak zauważyłeś, na świecie już dawno był bum na to, a w Polsce się dopiero rozwijało. Niewiadomo, jak by się potoczyło wszystko, gdyby włodarze KSW wtedy nie zaryzykowali postawienia na medialne nazwisko. Ruch się opłacił, wszystko się teraz zgadza u nich. MMA stale się rozwija, to stosunkowo młody sport, w którym ciągle coś się dzieje i powoli dominuje rynek sportów walk.
Powiedziałeś, że grupa wsparcia w postaci przyjaciół i znajomych jest zawsze gdzieś z tobą, gdy jedziesz na walkę. Na ostatniej walce była, jak ustaliliśmy, całkiem głośna. Za to interesuje mnie reakcja jeszcze bliższej grupy. Jak na to, że wchodzisz do klatki, dajesz się obijać i obijasz innych, reaguje rodzina?
Lepsze to, niż słuchanie, że siedzę pod sklepem i piję piwo.
No tak, ale chodziło mi o to, jak reagują emocjonalnie. Czy w ogóle oglądają? Czy są z tobą na gali i chcą to oglądać?
Tata czasami jeździ ze mną na walki, brat też jeździ, siostra mnie ogląda. Mama troszeczkę się tego boi, ale stara się oglądać. Później w domu zawsze czeka na mnie jakieś ciasto, czy coś. Niezależnie od wyniku.
To tak, jak ostatnio Karolina Kowalkiewicz mówiła w którymś z programów śniadaniowych, chyba Dzień Dobry TVN – mama zawsze obejrzy, ale ojciec się tego boi. Mówi, że podchodzi do tego zbyt emocjonalnie i nie daje rady.
No to widzisz, sytuacja odwrócona. To jest córka, a one zawsze mają szczególną pozycję u ojców.
A Marlena? Jeśli mogę ją przywołać z imienia? Widziałem na zdjęciach, że była. Ale czy oglądała?
Oglądała, ale strasznie się tym stresuje, jak wchodzę do klatki.
To chyba całkiem normalny obrazek, nawet jak popatrzy się na walki bardziej rozpoznawalnych zawodników, to ich partnerki życiowe reagują na przebieg pojedynków bardzo emocjonalnie.
Ale i tak dziękuję jej za to, że mnie wspiera cały czas, pomaga przy trzymaniu diety i utrzymywaniu jej w należytym porządku. Cały czas mnie podnosi na duchu i jest obok, to bardzo ważne. Jak ma możliwość, to jeździ.
Też musi to godzić ze studiami.
Oczywiście. Teraz kończy studia magisterskie, pisze pracę.
To akurat wiem, bo czasami się gdzieś przetniemy na wydziale.
To widzisz, że to też działa w drugą stronę. Ona motywuje mnie do walki, ja ją do robienia magisterki, żeby ją napisała i się obroniła. Będę miał panią magister w domu.
A narożnik? Widziałem, że szczególnie Nikodem Zatowka bardzo emocjonalnie zareagował po ostatniej wygranej. Już myślałem, że jeszcze trochę i rzuci tobą jak Damian Janikowski swoim trenerem na Olimpiadzie.
No to bym ładnie poleciał wtedy. Nikodem zawsze ze mną jeździ, jest ze mną w tym od samego początku, gdy zaczynaliśmy to w Barlinku. On zawsze był, ciągle ze mną jeździ. Oprócz niego, to jeszcze trenerzy ze Szczecina lub Stargardu, zależnie od możliwości. Bo czasami nie ma możliwości, żeby trener poleciał z tobą, ponieważ ma wyjazd na seminarium, własne zawody lub walkę. Ale zawsze ten trener, dwóch, trzech jedzie z tobą, daje ci wsparcie. Ważnym jest, żeby słuchać tego narożnika.
To było widać w tym przypadku. Nagranie było zrobione z miejsca, gdzie lepiej było słychać team Dawida Pasternaka,  ale cały czas w tle było widać Nikodema, który obserwuje, podpowiada. Jak tamten narożnik krzyczał „Uwolnij nogę, Dawid.”, to z drugiej strony pojawiało się „Przytrzymaj, spokojnie, nie ciśnij”.
Narożnika trzeba słuchać. Trener może do ciebie wrzeszczeć komendy, a ty pójdziesz po swojemu, nie zauważysz czegoś, może wyjść kolosalny błąd. Mówię, narożnika trzeba słuchać.
Oni to widzą z boku, mogą zobaczyć coś, czego zawodnik nie widzi. Widzą możliwości.
Jak się ich słucha, podchodzi się do tego z głową, to wszystko lepiej wychodzi. A jak się leci na żywioł, na awanturę, to wychodzi z tego bójka. Znaczy, no fajnie jest się pobić w klatce, lubię wchodzić w wymianę z przeciwnikami, ale to może nie wyjść. Jest ryzyko, że się nadziejesz. Musi być chłodna głowa i słuchanie rad.
Bo później wychodzi tak, jak wspominaliśmy przy pierwszej rozmowie. Lucky punch na szczękę, 13 sekund i Jose Aldo gaśnie światło.
To zawsze elektryzuje, jak taki cios wejdzie.
Gorzej, jeśli to ty taki cios wyłapiesz. Przejdźmy może do tematu sponsorów, który to zaznaczyłeś na początku. Wiadomo, obecnie to jest bardzo trudny moment. Jesteś w trakcie przygotowań do walki, która będzie…
2 grudnia.
To już zaraz. Najgorszy okres przed tobą?
Najgorszy i najlepszy zarazem. Lubię trenować. Teraz wchodzi największy wycisk na treningach. Największym problemem są pieniążki na wszystko. Samo rozpisanie diety dużo kosztuje. Do tego dolicz ewentualne rehabilitacje, czy odnowy biologiczne, to są duże sumy dla mnie. Zobacz, dziewiętnastolatek, a muszę to wszystko godzić ze sobą. Muszę czasami odmówić sobie czegoś, żeby móc w ogóle plan od dietetyka zrealizować.
W tym sporcie nie wystarczy małyszowe „banan i bułka”.
Muszą wjeżdżać konkretne rzeczy, żeby ta waga systematycznie schodziła.
Z tego, co można zaobserwować na twoim fanpagu, to grono sponsorskie powoli się buduje.
Tak. Pracuję nad tym, piszę do ludzi, daję informacje na Facebooku. Ktoś się znajdzie i zgodzi pomóc, to dorzuci przysłowiowy grosz, co jest dla mnie bardzo ważne. Ostatnio udało się nawiązać współpracę z ZaZa Doner kebap, do tego są ze mną Boys-Toys Sport Motocykle, którzy jak mogą, to zawsze coś dorzucą do moich przygotowań. Od samego początku zawodowej kariery wspiera mnie Berserk Labs, dając mi odżywki. Fajnie się zgrało z ZaZa, bo strasznie lubię kebaby. To jest jednak mało, patrząc na ogół kosztów. Miło by było, gdyby jakaś firma lub osoba prywatna mogła się dorzucić do tego w zamian za reklamę na banerach czy ciuchach. Mogę wyjść do walki z ich logotypem wykonanym z henny, zareklamować ich u siebie na Facebooku. Jako zawodnik mogę chociaż w taki sposób się odwdzięczyć, żeby to działało w dwie strony.
Plany, jak już zdradziłeś, są. Wchodzisz do klatki na samym początku grudnia.
Dokładnie, walczę 2 grudnia, a później się zobaczy. Nie ma co się podpalać, bo wszystko i tak wyjdzie w praniu.
Mówisz, że wszystko wyjdzie w praniu, ale jakieś ruchy już są robione.
Piotr Wróblewski: Coś się dzieje, coś się pojawia. Trzeba działać powoli i z głową.
Oczywiście. Jaki jest sens w szybkim transferze do wielkiej federacji i obłapaniu wszystkich walk w plecy, żeby zaraz wrócić do tego samego punktu w karierze.
Żeby nie wyszło tak, że boję się walczyć. Chcę się rozwijać i stale iść do góry, żeby do naszego miasta wreszcie przywieźć pas mistrzowski. Jeszcze czas na to jest, mam dopiero 19 lat. Fajnie by było zostać młodym mistrzem.
Jak swojego czasu Jon Jones, gdy zdominował półciężką?
Tylko pocieszyć się tym tytułem trochę dłużej niż on.
I bez takich przypałów, o jakich się słyszało w związku z jego stylem życia.
No bez tych wszystkich akcji, które tam narobił.
Podobno nawet wrócił do trenowania, ale UFC nic nie mówi w związku z tym.
Trenować sobie może, ale zawieszenie i tak pozostanie. Musi spokornieć i dojść do siebie. Ile on ma, 25 lat?
Ja mam 24, a on jest ode mnie starszy o kilka lat. Wydaje mi się, że ma około 27. Starzejemy się.

Obaj się myliliśmy, ma 30 lat. Nasz błąd. 

No, starzejemy się. Ja mam już 19, a jeszcze wczoraj zaczynałem ćwiczyć jako trzynastolatek. Na szczęście, dalej kocham to robić. Dzień bez maty, to dla mnie dzień stracony. Muszę przychodzić na matę, bo nie potrafię bez tego wytrzymać. Zawsze po pracy wrócę na stancję, zjem i zaraz na trening. Wracam, kąpiel i do spania. Marlena czasami żartuje, że nie mam dla niej czasu przez to, ale rozumie moją sytuację.
To jak chyba McGregor opowiadał, jak to wyglądało u niego na początku. Poświęcał się całkowicie treningowi, kosztem pracy, bo żył na zasiłku, a jego kobieta stale go dopingowała i mówiła, żeby dalej to robił. W twojej sytuacji raczej nie będzie aż tak drastycznie?
Nie, aż tak nie. Okres, gdy jest już blisko do walki, jest najtrudniejszy, bo wtedy robię po dwie jednostki treningowe dziennie czasami, to czasu brakuje na inne sprawy i ludzi. Marlena to rozumie i jest w tym ze mną.
Musicie z tym żyć. Ona teraz potrzebuje czasu na pisanie pracy, to też zobaczysz, jak to zadziała w drugą stronę za jakiś czas.
Na szczęście, ona to rozumie. Jakaś inna dziewczyna by mogła mnie za to kopnąć, rzucając, że skoro nie mam dla niej czasu, to na razie. Wiesz jak jest w tych czasach.
Jeszcze by ci wbiła szpilę, że jesteś słabym zawodnikiem i z tego walczenia nic nie wyjdzie ci w życiu.
Wiesz, jak jest w tych czasach z kobietami. Z mężczyznami zresztą też. Rurki, długie włosy, zapatrzeni cały czas w telefony.
No nas, a szczególnie mnie, włosy się nie trzymają w ogóle.
Na mądrej głowie włos nie rośnie.
Podobno. Kończąc temat fryzur, czy byś chciał coś jeszcze powiedzieć?
Chciałbym jeszcze raz podziękować wszystkim, którzy mnie wspierają. Wymieniłem już moich sponsorów: Berserk Labs, Boys-Toys Motocykle, ZaZa Doner kebap. Dziękuję Nikodemowi Zatowce, Pawłowi Bączkowskiemu, Piotrowi Bagińskiemu, Krzysztofowi Szymańskiemu, mojej kobiecie Marlenie, wszystkim bliskim, przyjaciołom, znajomym, którzy mi kibicują i dodają skrzydeł, bo dla mnie to jest najważniejsze. Tobie, za to, że poświęciłeś mi czas. Nie wiem, co jeszcze. Na pewno zapraszam do oglądania moich walk i wspierania mnie, bo chcę jeszcze sporo pokazać w tym sporcie.
Jeszcze trochę do pokazania jest. Jak wtedy żartowaliśmy, że nic w stójce nie pokazałeś, bo walka poszła w parter, tak tutaj było podobnie.
No chciałem tej stójki, ale to nie moja wina, że to tak wychodzi.
Ale ground & pound znowu był. Tym razem trochę łokciami obrabiałeś rywala.
Jak pojechałem do Szczecina, to zmieniło się dużo w trenowaniu. Jest większa ekipa, duże grono trenerów. Nie oszukujmy się, Barlinek to małe miasto. Do dyspozycji, jako trenera, miałem Nikodema i czasami Grzegorz Królewicz przychodzi. Właśnie, chciałbym jeszcze podziękować Adrianowi Lejmanowi. W Szczecinie widzę swój progres. Stale się rozwijam pod okiem trenerów, świetnie mi się tam trenuje. Chcę namieszać.
Oby. To wszystko?
Myślę, że już tak. Dzięki wielkie za rozmowę.


Komentarze