Smolasty - Jestem, Byłem, Będę Recenzja #4

Podczas gdy w rodzimym rapie panuje nawet i przesyt nowymi twarzami, tak w r&b próżno jest szukać wielu newcommerów. Na szczęście, lepiej pójść w jakość i dostać jednego dobrego, niż w ilość i dostać kilkunastu miernych.
Dwudziestodwulatek może spokojnie uznać obecny czas za bardzo udany. Zaistniał na scenie jako producent i wokalista, został wybrany do ostatniej edycji „Młodych Wilków” portalu Popkiller, zagarnęło go majorsowe wydawnictwo  Warner Music Poland i niedawno wydał ich nakładem swoją epkę „Jestem, Byłem, Będę”.
Znany mi głównie z mixtapu „Mr Hennessy” Norbert miał już tam okazję współpracować z takimi raperami jak: Kaz Bałagane (któremu wcześniej wyprodukował „Lot022”), Białas czy Pikers. Wspomnianą produkcję można uznać za etap wprowadzający do wydanego w tym roku materiału. Na „Mr Hennessy” miałem okazję poznać młodszego ode mnie ziomka, poszukiwacza klubowych miłości, oblatywacza modnych klubów, który narzeka na pustkę wielkiego miasta. Wszystko zgrabnie złożone na zachodnią modłę, co już wtedy wyróżniało go wśród śpiewającej konkurencji. Bo kto w Polsce robił r&b, które brzmiało jakby wyszło spod ręki, np. Mustarda? No właśnie.
W taki oto sposób JEZUCHRYSTESMOŁA zaistniał w świadomości słuchaczy. Zgarniał należne mu propsy, co przełożyło się na wspomniany kontrakt z WMG. Choć sam bym go wolał zobaczyć w innym wydawnictwie, to ze względu na brak większych nacisków ze strony wydawców, otrzymałem materiał mnie zadowalający. Co więcej, skoro jest właśnie w takim gigancie, liczę że zagarnie co jego.
Gdy usłyszałem tytułowy numer w radiu, to początkowo nie ogarnąłem, że jest to numer Smolastego. Okazało się tak w momencie zobaczenia klipu na jednym z programów muzycznych w telewizji. Nie powiem, byłem zaskoczony, bo przyzwyczaił mnie do innego lotu. Tutaj trochę zaciągnął się Weekndem. Co oczywiście nie jest złe. Dwa kolejne single opanowały mój wewnętrzny niepokój.
Na „Jestem, Byłem, Będę” mamy 7 numerów. Oprócz trzech numerów puszczonych jako single, jest raczej już znane z młodo wilczych „Tłumy” (bez zwrotki ReTa). Pozostałe trzy produkcje to: mogący zawojować niejeden klub (lub listę przebojów) „Stereotyp”, pozwalające zwolnić i złapać oddech „Pół żartem & Pół serio”, czy trochę słodkie i sztampowe „Diamenty” z gościnnym udziałem Kingi Pędzińskiej.
Szkoda, że jest sam w tego typu muzyce. Z drugiej strony, daje mu to możliwość zbudowania marki, której nie można przeoczyć. Może będzie to przesadą, ale z takim wokalem i na takich bitach, Smoła brzmi jak polski Chris Brown. Pozostaje trzymać kciuki za rozwój i mieć nadzieję, że nie będzie Brązowym Krzysiem w kwestii bicia kobiet.


Komentarze